Produktywność, a kreatywność w pracy - podsumowanie miesiąca

Dziennik Architekta

Nic tak nie cieszy na końcu pracowitego miesiąca jak uczucie dobrego zmęczenia. Myśl o tym, że wykonało się to co się powinno, a nawet te 10% więcej, jest budująca na kolejne „trudniejsze chwile” i warto takie momenty zapamiętać - co też robię pisząc.

Rok 2018 rozpoczął się i to z wielkim przytupem. Impreza sylwestowa była, a jakże, ale trzeba wracać do rzeczywistości.

Rano obudziłam się z myślą, że trzeba tak wiele rzeczy zrobić… Nie tylko tych projektowych, ale i prywatnych. Mimo kilku podziałów na etapy i ćwiczenia samej siebie, żeby myśleć w takich chwilach tylko o tych małych, wykonalnych zadaniach, to i tak dopadły mnie te czarne myśli – „Jak ja to wszystko ogarnę? Nie dam rady”. 2 stycznia gdyby, nie fakt, że to nie wtorek, to dla mnie był jak poniedziałek, a one zwykle nie zaczynają się dobrze i (zacytuję, za nieznanym autorem) „nawet Nutella nie pomoże”. Ostatkiem sił porzuciłam te rozterki, pozbierałam się w sobie i poszłam poćwiczyć. W tym miesiącu udało mi się dzień pracy rozpoczynać porannymi, 30 minutowymi ćwiczeniami - jestem z siebie dumna! Oczywiście ćwiczę z paniami na YouTubie, bo jakże by inaczej, żebym nie czuła się tak samotnie w tych wysiłkach. Poza wysiłkowymi ćwiczeniami wciągnęła mnie też joga, bo można trochę porozciągać zastały kręgosłup od ciągłego ślęczenia przy monitorze i trochę mnie wycisza. Strasznie spodobał mi się efekt uboczny jakim jest trzymanie prostszej sylwetki tak na co dzień mimowolnie.

Pierwszy tydzień zakończył się bardzo dobrze. Byłam pełna energii na Nowy Rok i nowe wyzwania. Zainrygowana nowym tematem, który zacznę i w ferworze entuzjazmu udało mi się zamknąć projekt, który wymagał dużej uwagi i skupienia. Zwykle tak jest przy projektach wykonawczych. Te błogie uczucie kiedy uda się wszystko spiąć, wydrukować i przekazać inwestorowi. Mam wtedy poczucie dobrze wykonanej pracy i automatycznie spadku enerii, bo moje ciało oczekuje nagrody w postaci lenistwa, więc byłam szczęśliwa nadejściem weekendu.

Zaczął się kolejny tydzień. Tym razem po porannych ćwiczeniach nadal brakowało mi kopa, żeby ruszyć z projektami, ale zdarzyło się coś co na tamtą chwilą wydawało mi się katastrofą choć później… a czym było to może potem. Rozległ się dzwonek. Telefon od inwestora. Przekazał mi informację, że pogoda sprzyja (tak, jest styczeń) i wykonawca nie widzi problemu, żeby ruszyć z murowaniem ścianek pod koniec miesiąca, więc przydałby się projekt. Oj…

Jeśli jest w śród was, ktoś, ktokolwiek, kto nie ma jakiegoś projektu, który się rozciągnął w czasie, bo była taka możliwość i klient nie miał nic przeciwko, to niech pierwszy rzuci skalówką!

Projekt, o którym mowa u mnie, był wykonywany tylko tyle, że po trochu, nieśpiesznie, rozciągnięty w czasie jak guma do żucia przez pięciolatka. A czasami wskoczył naprawdę pilny temat (jak ten z początku miesiąca), więc jak tu komuś innemu nie pomóc, choć w tyle głowy wiedziałam, że jest ktoś kto czeka na kolejne etapy już od dłuższego czasu. Zaraz po tym telefonie trochę załamałam się i zaczęłam panikować, bo nie wiedziałam jak to wszystko ogarnąć w terminach. Nie wiem czy jesteście tego świadomi, ale architekt wnętrz raczej ma kilka tematów na raz prowadzonych.

Rozmawiałam kiedyś z projektem po fachu i miał 14 (!) zaczętych tematów. To dla mnie jest jeszcze czarną magią, 5-6 ogarnę, ale 14?! Byłam pod wrażeniem. Wynika to z prostego faktu, że każdy temat trwa długo. Nawet mała łazienka. Ustalenie funkcji, koncepcja, poprawki, rysunki wykonawcze, omówienie z wykonawcami, a między tym konsultacje i akceptacje u klienta. Czasami nie da się jednego tematu zamknąć nawet w jednym miesiącu. W tym miesiącu ja tematów miałam jeszcze tylko trzy.

Szybko zaczęłam obmyślać strategię. Pierwszy naprawdę się nie śpieszył, bo termin oddania rysunków był do końca lutego, więc dokończenie rysunków (żmuda, aczkolwiek potrzebna praca) mogłam przenieść. Drugi projekt – tu połowa pracy była prawie gotowa, ale potrzebowałam ustaleń z klientem, do których musiałam wykonać grafiki i wykończenia pomysłu… Postanowiłam skupić się na tym przez 3-4 dni, bo szykowało się spotkanie z klientem na koniec tygodnia. Za to trzeci projekt, który tak zaczął palić - musiałam mu poświęcić trochę więcej czasu. Jednak ja, jak to ja – nie potrafię, skończyć jednego i od razu przejść do kolejnej rzeczy. Chodziło tu o koncepcje, pomysł, wizualizacje. Tu trzeba użyć wyobraźni, wyczucia i tego nie potrafię dobrze zrobić za jednym zamachem. Padła kolejna decyzja w mojej głowie o przeplataniu między sobą tych projektów. To w moim przypadku genialnie się sprawdza. Założenia terminowe miałam jak wcześniej, więc przez pierwsze trzy dni 75% czasu poświęcałam projektowi nr 2, a 15% projektowi nr 3. Miałam fajne odskoczenie między stylistyką i tematem. A przy okazji przeglądania stron internetowych z materiałami i produktami, wpadało mi w oko rzeczy do obu projektów. Moja kreatywność w tym tygodniu wzrosła chyba o 500%. W środę udało się zamknąć pewien etap w projekcie nr 2, aby w 100% poświęcić się ważnemu tematowi. Koncepcje przekazane inwestorowi, więc w termiach udało mi się wyrobić i może nawet ruszą z budową, bo patrząc za okno to zaczęła się wiosna. Pytanie ile potrwa.

Poniedziałkowy telefon od inwestora, okazał się tym kopniakiem w cztery litery, którego potrzebowałam na resztę miesiąca. Zadziałał na mnie bardziej mobilizująco niż postanowienia noworoczne. Był moment zwątpienia i paniki, ale znałam już narzędzia, które pomogły mi się skupić, zorganizować swoją pracę i zadania. Znałam siebie i co najlepiej na mnie działa. Zastosowanie tego w całości i zobaczenie efektów końcowych okazały się ku mojemu zdziwieniu ogromną wybuchową mieszanką, która eksplodowała samymi pozytywami.

Teraz po całym miesiącu intensywnej pracy, wiem po co ludzie sukcesu dbają o zdrowie, ćwiczenia, dobre odżywianie i porządny odpoczynek – organizm by tego nie zmógł inaczej. Nie wyobrażam sobie siebie z przed 2-3 lat wykonującej taką pracę w biurze i nie padającej po miesiącu na łóżko z L4. Człowiek musi wiele przejść, żeby wiele jeszcze się nauczyć.

Żeby nie być gołosłownym - poniżej efekty pracy z tego miesiąca. Liczę na wasze opinie.

A jak wyglądał wasz miesiąc w nowym roku?

Pamiętacie nadal swoje postanowienia noworoczne?

Czy dążycie w kierunku swoich celów na rok 2018?

Komentarze