Codzienne rytuały i nawyki architekta wnętrz

Dziennik Architekta

Jak wygląda mój dzień? W końcu to dziennik architekta, więc logicznym jest o tym napisać!

Przy prowadzeniu jednoosobowej firmy ważne, aby mieć swoje rytuały i nawyki. One nas pilnują abyśmy byli produktywni i nie rozmywali swojego dnia robiąc wiele „ważnych spraw”, które tak naprawdę później okazują się zupełnie nieistotne.

Staram się, aby każdy dzień był trochę inny. Nie znoszę monotonii i bardzo mnie frustruje monotonna i nieprzerwana praca od godziny 8 do 17. Oczywiście mam swój harmonogram i schemat godzin, który staram się trzymać, ale dopasowuję go wg swoich potrzeb. Co pomaga mi w prowadzeniu jednoosobowej firmy.

Jesteś sową, czy skowronkiem?

 

Kiedyś uwielbiałam przesiadywać przed komputerem do późnych godzin nocnych. Wieczorem jest cisza. Nikt i nic nie przeszkadza i nie dzwoni. A nawet jak dzwoni, to można wyciszyć telefon, bo przecież i tak jest już późno ;) Obecnie – zwykle nie siedzę dłużej niż do 21, ale kreatywność wieczorna mi pozostała.

Warto określić swój chronotyp. Zastanowić się w jakich godzinach najłatwiej nam się jej skupić i najszybciej wykonujemy zadania. Kiedy w ciągu dnia możemy wykonywać zadania wymagające kreatywności i pomysłowości, a kiedy te bardziej logiczne i techniczne.

Mimo, że skłaniam się w kierunku sowy, to staram się wstawać o 7 rano (gdy dni są trochę dłuższe i poranki witają słońcem jest to dużo łatwiejsze niż zimą). Po porannej, szybkiej toalecie sprawdzam, czy oba koty mają co jeść i pić. Rozkładam matę i ćwiczę przez jakieś pół godziny. Najpóźniej do godziny 8:00. Jak ćwiczę? Oczywiście różnorodnie :) Każdego dnia coś innego, ale głównie joga, bardziej rozciągająca lub dynamiczna i wysiłkowa, a czasami jest to po prostu spacer z psem. Później jest czas na śniadanie i tak czas zleci do godziny 8:30. Te półtorej godziny jest na to, aby dobrze się obudzić i przygotować do całego dnia.

Czas rozpocząć pracę

 
Nie tak szybko! Jeśli nie mam toczących się ważnych inwestycji, to o 8:30 nawet nie włączam poczty i nie sprawdzam e-maili. Zakładka z Facebook'iem również nie jest pierwszą rzeczą, która mi się wyświetla na ekranie.

Zaczynam od zainwestowania 30 minut w siebie i swój rozwój – uczę się nowego programowania, przeglądam prasę branżową, wszystko co pomoże mi być lepszą w tym co robię, kim jestem, kim chcę być i co chcę osiągnąć. Dopiero potem jest czas na wytężoną pracę od 9 do około godziny 11. Dopiero potem do 11:30 sprawdzam pocztę i odpisuję możliwie treściwie na wszystkie wiadomości. W godzinach przedpołudniowych zaobserwowałam, że najlepiej mi się skupić i wykonać najważniejsze i najtrudniejsze zadania. Dlatego mam zawsze zapisane na kartce 2-3 najważniejsze rzeczy do zrobienia na ten dzień. Kiedyś poświęcałam tych parę godzin na załatwianie drobnych rzeczy, odpisywanie na maile, oddzwanianie, przesyłanie dokumentów, zamówienia itp. Myślałam, że jeśli będę mieć to z głowy to będzie mi prościej skoncentrować się na tym ważnym zadaniu później.

W jak wielkim błędzie byłam! Tych drobnych rzeczy i tak jest potem znów pełno. Znowu trzeba je załatwić, znowu pożerają one czas i błędne koło toczy się dalej… Jeśli uważacie inaczej, to przyjrzyjcie się obiektywnie na co przeznaczacie najwięcej czasu i czy to co robicie (np. przekładanie papierów, długie odpisywanie na proste e-maile, przeszukiwanie internetu, aby znaleźć odpowiednią taśmę klejącą...) do czegoś was doprowadzi.

Odwieczne pytanie "co dziś zjeść?"

 

Pracuję w domu (do tego nie sama) i staramy się w miarę zdrowo odżywiać. Nawet lubię coś ugotować, ale - kolejne spostrzeżenie – nie lubię wymyślać co mam zrobić do zjedzenia. Na zastanawianie się "co dziś zjeść na obiad?" schodzi mi za dużo czasu. Stwierdziłam, że skoro i tak muszę nad tym chwilę się pochylić, to czemu by nie wymyślić obiadów na cały tydzień do przodu. Muszę przyznać - ku powiątpiewaniu samej w siebie - jest to jak najbardziej wykonalne! Nie mam problemu z kupieniem kilku rzeczy więcej w sklepie. Wymyślam takie posiłki, żeby wykorzystać składniki z dnia poprzedniego, a wiele dań przygotowuję w taki sposób, aby szybko przygtotować, nastawić w piekarniku i zapomnieć. Da się? Da się!

Po obiedzie i kawie (tak, kawa musi być! :D ) znowu praca. Jednak w godzinach popołudniowych jestem zwykle bardziej rozkojarzona, więc staram się mieć wcześniej ustalone prostsze zadanie do zrobienia. O 16:00 drugie sprawdzenie poczty. Koło godziny 17:00-18:00 zasłużona przerwa w postaci na kolacji z drugą połówką, serial lub spacer. I... znowu praca, ale już ta bardziej kreatywna i twórcza. 

Godzina na rozwój

 

Koło godziny 20:00 mam godzinę dla swojej firmy i jej rozwoju. Odpisuję na wyceny i zapytania potencjalnych klientów, piszę teksty na blog (jak chociażby ten), czy posty na media społecznościowe lub rozwijam się w innym kierunku. Jeśli mam naglący temat i projekty z deadlinem to wtedy niestety przesiaduję do upadłego nad nimi.

Upragniona przerwa

 

21-wsza to jest zwykle godzina kiedy już mam dość komputera i dwóch monitorów… Idę odpocząć, albo wtedy znajduję też czas, aby trochę posprzątać, przygotować jedzenie na jutro, czy inne rzeczy. Robię coś co nie wymaga ode mnie siedzenia tylko ruchu.

Tak, tak wiem… lekki pracoholizm ;)

Nie jestem matką z zakręconym dniem będącym wynikiem odbierania dzieci z przedszkola, wizytą u klienta, dojazdem do biura i spotkaniem się na kawie z przyjaciółką. Jednak tak poukładałam sobie swój dzień. W miarę potrzeb dopasowuję go do siebie, bo obserwuję co jest najlepsze dla mnie, mojego zdrowia, samopoczucia, produktywności i spełnienia najlepsze. Ćwiczę jogę bo zauważyłam, że później nie boli mnie kręgosłup. Nie pracuję koło południa i w okolicach 17:00, bo wtedy jestem i tak najbardziej śpiąca i zmęczona.

Warto zobaczyć jak się czujemy w ciągu dnia i co najbardziej nam pasuje, aby być maksymalnie zadowolnym z siebie i ze swojej pracy. Nie zawsze siedzenie w biurze od 8:00 do 16:00 wiąże się z faktyczną 8 godzinną pracą.

Komentarze